baner_formula_2024

PolitykaRolna.eu

Cienie i blaski sadownictwa ekologicznego

Screenshot 2022-07-26 at 15.29.15
Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
VK
Email

Marek Rybicki w miejscowości Lipie (pow. grójecki) prowadzi 25-hektarowe ekologiczne gospodarstwo sadownicze. Sadownik 25 lat temu przejął gospodarstwo, a w 2016 roku przeszedł z produkcji konwencjonalnej na ekologiczną. Obecnie należy do Stowarzyszenia Polskich Sadowników Ekologicznych „Polski Eko Owoc”.

Co skłoniło Pana do przejścia z uprawy sadu w systemie konwencjonalnym na system ekologiczny?

Marek Rybicki: Do przejścia na „ekologię” namawiali mnie moi znajomi, m.in. Arkadiusz Kartuz. W tamtym okresie uznałem, że sadownicza produkcja konwencjonalna zaczyna brnąć w ślepy zaułek. W przypadku produkcji ekologicznej pierwsze sezony rzeczywiście były dobre, ale teraz w tym systemie nie jest lekko. Jeszcze przed sześcioma laty sadów ekologicznych było znacznie mniej, towaru na rynku brakowało i można było go łatwiej sprzedać. Wtedy też odbiorcy z hurtowni owocowo-warzywnych oraz przetwórcy okazywali duże zainteresowanie owocami „bio”.

Czy trudno było przejść z produkcji konwencjonalnej na ekologiczną w istniejących już nasadzeniach?

M.R.: Chyba każdy ekolog powie, że jest to łatwiejsza droga przejścia na ten system. Sad prowadzony wcześniej metodą konwencjonalną jest zazwyczaj w dobrej kondycji. Natomiast zakładając sad ekologiczny z materiału na karłowych podkładkach, często można spotkać się z problemem prawidłowego wyrośnięcia oraz uzyskania dobrego wigoru drzew. W moim gospodarstwie są oczywiście również kwatery, które zostały założone już w systemie ekologicznym. Tam postawiłem jednak na podkładki półkarłowe.

Czy wszystkie odmiany tak samo sprawdzają się w „ekologii”?

M.R.: Przechodząc na „ekologię”, mieliśmy w sadzie wiele odmian jabłoni – zaczynając od ‘Gali’, a kończąc na ‘Idaredzie’. Obecnie uprawiamy ‘Galę’, ‘Golden Deliciousa’, sporty ‘Jonagolada’, ‘Ligola’, sporty ‘Red Deliciousa’ oraz ‘Red Pinovę’. Szczerze mówiąc, to z odmian, które posiadam najlepiej sprawdzają się ‘Ligol’ i ‘Idared’. Odmiany te najlepiej plonują, a ich owoce są chętnie kupowane na przetwórstwo. Natomiast jeżeli chodzi o zapotrzebowanie na ekologiczne jabłka deserowe, to najlepiej sprzedają się jabłka takich odmian, jak z uprawy konwencjonalnej, czyli ‘Gala’, ‘Golden Delicious’ i ‘Red Pinova’.

Czy gospodarstwo jest nastawione na produkcję owoców deserowych, czy do przetwórstwa?

M.R.: Ja, podobnie jak moi koledzy, staram się produkować jabłka deserowe. Jednak w systemie ekologicznym nie jest to takie proste, ponieważ jesteśmy ograniczeni krótką listą dopuszczonych do stosowania środków ochrony roślin. Jednak jeżeli uda nam się wyprodukować „deser”, to jesteśmy ograniczeni możliwością jego sprzedaży. Dlatego niestety większość naszych owoców trafia do zakładów przetwórczych. Ostatnio zastanawiam się nawet nad całkowitym przejściem na produkcję jabłek do przetwórstwa, ponieważ wyprodukowanie „deseru” kosztuje znacznie więcej, a i tak często te owoce trafiają do zakładów przetwórczych. W poprzednim roku sprzedaliśmy zaledwie 10% jabłek jako deserowe i w tym roku też zapowiada się podobnie.

Czy owoce kierowane do przetwórstwa są sprzedawane na mocy podpisanych wcześniej umów kontraktacyjnych?

M.R.: Dotychczas nie. Co roku na bieżąco szukaliśmy ich odbiorców. Obecnie jednak nasze Stowarzyszenie próbuje podpisać kontrakty na owoce produkowane przez jego członków. Mam nadzieję, że w sezonie 2022/2023 uda nam się sprzedać choć część jabłek w ten sposób. Jeżeli chodzi o owoce, które będą przeznaczone na sok, to do tego nadaje się praktycznie każda odmiana. Natomiast na musy najchętniej kupowany jest ‘Szampion’, ‘Golden Delicious’, ‘Jonagoldy’ i ewentualnie ‘Idared’. W przypadku owoców „na obieranie” to największe zapotrzebowanie jest na ‘Ligola’ i ‘Idareda’.

Czy zastanawiał się Pan lub Stowarzyszenie „Polski Eko Owoc” nad uruchomieniem własnego przetwórstwa?

M.R.: Oczywiście myśleliśmy o tym. Jednak problem tkwi w sprzedaży przetworów ekologicznych. Obecnie na tym rynku działają już duzi gracze. Dlatego zdajemy sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli będziemy próbowali coś sami wyprodukować, to prawdopodobnie będziemy mieli problem ze sprzedażą tych produktów.

Jakie cele stawia przed sobą „Polski Eko Owoc”?

M.R.: Jednym z celów naszego Stowarzyszenia jest zapewnienie rozpoznawalności naszych owoców. Mamy już logotyp, który będzie mógł być wykorzystywany przez członków na opakowaniach ze sprzedawanymi owocami. Dzięki temu sprzedając owoce czy to na bazarku, czy do osiedlowych sklepów, czy do supermarketów, będą one rozpoznawalne i kojarzone przez konsumentów. Uczestniczymy też w różnych targach branżowych (fot. 1). Ponadto udało nam się pozyskać środki na promocję. Najtrudniejszym, ale również najważniejszym działaniem jest znalezienie odbiorców na nasze ekologiczne owoce. Obecnie szukamy zbytu na nasze produkty zarówno na rynku krajowym, jak i zachodnim. Jednak zazwyczaj odbiorcy potrzebują małych partii towaru, które jest w stanie dostarczyć jeden producent, lub mówią wprost, że nie są zainteresowani polskimi owocami „bio”.

Uważam, że cena na półce sklepowej owoców ekologicznych zniechęca niektórych klientów do ich zakupu. Za deserowe jabłka ekologiczne producent otrzymuje około 3 zł/kg, a w sklepie kosztują one 12 zł/kg. Gdyby cała dystrybucja po drodze zarabiała 100% lub maksymalnie 150%, to i klienci chętniej kupowaliby jabłka ekologiczne. Jeżeli jabłka konwencjonalne w sklepie kosztowałyby 4 zł/kg, a ekologiczne 6–8 zł/kg, to ta różnica byłaby zrozumiała. Jednak 12 zł za 1 kg dla wielu jest ceną zaporową. Z tego co wiem, warzywa ekologiczne cieszą się większym zainteresowaniem ze strony konsumentów niż owoce. Pamiętajmy, że warzywa są podstawą w żywieniu i często są kupowane dla małych dzieci. Natomiast owoce są traktowane jako dodatek lub deser.

Kto może należeć do Stowarzyszenia „Polski Eko Owoc”?

M.R.: Nasze Stowarzyszenie zrzesza producentów ekologicznych owoców różnych gatunków z całej Polski. Uważam, że bardzo wartościowe jest to, że nasi członkowie na grupach w mediach społecznościowych dzielą się między sobą swoim doświadczeniem i wiedzą. Każdy z nas bowiem nadal uczy się rolnictwa ekologicznego, mimo że niektórzy z nas przeszli na „ekologię” już ponad 10 lat temu. Rozmawiałem kiedyś z sadownikiem z Włoch, który powiedział mi, że ochrony i uprawy sadów ekologicznych nauczył się dopiero po kilkunastu latach.

Jak w Pana przypadku wyglądało przejście na system ekologiczny?

M.R.: Mam wrażenie, że jeszcze 6 lat temu osoby, które były odpowiedzialne za kontrolę produkcji w tym systemie tak samo się tego uczyły, jak i my sadownicy. W okresie konwersji, który trwa 3 lata, w liściach były wykrywane niektóre substancje aktywne. Jednak wtedy nikt nie robił problemu, jeżeli niedopuszczone substancje zostały wykryte w badaniach liści, ponieważ okres konwersji jest czasem „oczyszczania się roślin” z niedozwolonej w „ekologii” chemii. Natomiast w owocach badanych już w pierwszym roku przejścia nie było żadnych pozostałości.

Szczerze mówiąc, myślałem, że produkcja owoców w systemie ekologicznym będzie łatwiejszym „kawałkiem chleba”. Niestety, nie jest łatwo. Na bieżąco śledzę jednak też to, co się dzieje w produkcji konwencjonalnej, i tam jest jeszcze mniej różowo niż w „ekologii”. Wymagania odmianowe i jakościowe są coraz wyższe, a ceny jabłek dla sadownika pozostawiają wiele do życzenia. Produkcja konwencjonalna jest na pewno bardziej schematyczna – na wiele problemów możemy szybko i w łatwy sposób zareagować, ponieważ mamy do tego zarejestrowane środki ochrony roślin. Natomiast w rolnictwie ekologicznym zwalczanie prawie każdego szkodnika czy sprawcy choroby jest bardziej problematyczne. Na przykład, jeśli chodzi o mszyce, zauważyłem, że w pierwszych sezonach ich populacja była duża, lecz w kolejnych latach nasilenie występowania tych szkodników się zmniejszyło. Jednak warto pamiętać, że każdy sezon jest inny. Dodatkowo uważam, że nadal brakuje wykwalifikowanych doradców ekologicznych, którzy mieliby zarówno dużą wiedzę, jak i doświadczenie. Większość doradców zaczęło się specjalizować w rolnictwie ekologicznym dopiero kilka lat temu, więc ma podobne doświadczenie jak większość „ekosadowników”.

Czy oferta środków dopuszczonych do stosowania w rolnictwie ekologicznym jest wystarczająca?

M.R.: Z roku na rok tych środków jest coraz więcej. Jednak uważam, że nadal jest ich za mało. W 2018 roku po raz pierwszy zastosowałem zawieszki feromonowe Isomate CTT z firmy Sumi Agro przeciwko owocówce jabłkóweczce. W kolejnych latach zrobiłem przerwę i w ubiegłym sezonie zdecydowałem się znowu na rozwieszenie dyspenserów (fot. 2), jednak tym razem wybrałem Isomate CLS – w celu ograniczenia owocówki jabłkóweczki, wydłubki oczateczki i zwójek (bukóweczki, różóweczki, siatkóweczki, rdzaweczki). Jednak oprócz tego musiałem wykonać zabiegi korekcyjne innymi środkami, ponieważ w ubiegłym roku było nawet 10 średnich nalotów, a nie jak zwykle 3, 4 duże „piki”. Uważam, że stosowanie feromonów jest dobrym rozwiązaniem, jednak koszt ich zakupu jest dość duży, bo około 1200 zł/ha. W latach, w których nie trzeba wykonywać dodatkowych zabiegów na pewno to rozwiązanie będzie dobre, jednak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jaki będzie sezon. Również metoda dezorientacji lepiej będzie się sprawdzała na kwaterach dużych, w kształcie bardziej przypominających kwadrat. Na długich i wąskich kwaterach drzewa są bardziej narażone na naloty szkodników z sąsiednich sadów. Owocówka jabłkóweczka jest bardzo uciążliwym szkodnikiem w „ekologii”, ponieważ może uszkodzić nawet 30–40% owoców. Jako zabiegi dodatkowe przeciwko temu szkodnikowi stosuję Carpovirusine Super SC firmy UPL oraz preparaty zawierające Bacillus thuringiensis, np. Delfin WG z firmy Agrosimex.

Natomiast w przypadku mszyc na początku próbowaliśmyróżnych sposobów ich ograniczania. Robiliśmy samodzielnie różne wywary z czosnku, cebuli, wrotyczu oraz bylicy piołunu. Metody te były skuteczne, ale na krótko. Później zacząłem stosować Azatin EC z firmy Agrosimex. Jest to naturalny insektycyd, zawiera azadyrachtynę A pochodzącą z nasion miodli indyjskiej. Jestem zadowolony z jego skuteczności, jednak jest to dość drogi środek.

A jak wygada ochrona przed chorobami grzybowymi?

M.R.: Jeżeli chodzi o ochronę przed chorobami grzybowymi w sadzie jabłoniowym, to również nie dysponujemy zbyt dużą liczbą środków. W przypadku parcha jabłoni bardzo pomocne są preparaty miedziowe, jednak nie wiadomo, jak długo będą dozwolone do stosowania w „ekologii”. Stosujemy również wodorowęglan potasu oraz ciecz siarkowo-wapienną. W kilku sezonach stosowaliśmy również drożdże. Wybór danego preparatu zależy od sezonu oraz presji sprawcy danej choroby. W przypadku mączniaka jabłoni bardzo pomocne jest stosowanie produktu BioSach C firmy Agro Bioorganica, który zawiera m.in. nieaktywne drożdże. Wydaje mi się, że w sadach ekologicznych mamy na ogół do czynienia z mniejszą presją Podosphaera leucotricha niż w konwencjonalnych.

Ile średnio wykonuje Pan zabiegów w sadzie jabłoniowym?

M.R.: Myślę, że na pewno około 50 w ciągu sezonu. Wynika to też z tego, że większość środków zarejestrowanych w „ekologii” ma dość krótki okres działania. Sadownictwo ekologiczne na pewno jest dużo bardziej czaso- i pracochłonne.

Oprócz jabłoni uprawia Pan również grusze. Czy ich ochrona jest dużo trudniejsza niż „w konwencji”?

M.R.: Uprawiam przede wszystkim ‘Konferencję’ oraz trochę Xeni®. Drzewa te rosną na różnych podkładkach ‘Pigwie Adamsa’, ‘Pigwie C’ oraz na gruszy kaukaskiej. Wszystkie wymienione podkładki sprawdzają się równie dobrze. Uważam, że miodówka jest do opanowania w sadzie ekologicznym. W pierwszych dwóch latach szkodnik ten był wyjątkowo dokuczliwy. Natomiast wydaje mi się, że w kolejnych owady pożyteczne skutecznie go ograniczyły. Obecnie do walki z miodówką stosuję siarczan magnezu i wodorowęglan potasu. Od jakiegoś czasu nie używam już preparatów na bazie silikonów, ponieważ w ich przypadku trzeba bardzo przestrzegać terminu stosowania oraz odstępów w wykonywaniu kolejnych zabiegów, aby nie doszło do poparzenia liści i owoców.

Natomiast do ochrony zapobiegawczej przeciwko chorobom bakteryjnym w sadzie gruszowym stosuję preparaty miedziowe. Sprawdzonym środkiem do walki ze sprawcą bakteryjnego raka drzew owocowych i zarazy ogniowej jest Serenade ASO z firmy Bayer. Można go stosować do czterech razy w ciągu sezonu wegetacyjnego w dawce 8 l/ha. Uważam, że choroby bakteryjne w gruszy są największym problemem zarówno w sadach konwencjonalnych, jak i ekologicznych. Szczególnie trudne są sezony, gdy wystąpią sprzyjające warunkami do rozwoju bakteryjnego raka drzew owocowych, czyli przymrozki i duża wilgotność w okresie kwitnienia.

Oprócz jabłoni i gruszy uprawia Pan również czereśnie. Jakie są największe problemy w uprawie tego gatunku w systemie ekologicznym?

M.R.: Zdecydowanie największym problemem są nasionnice. Próbowałem je ograniczyć na kilka sposobów, ale żaden nie był wystarczająco dobry. W ubiegłym sezonie nie udało nam się wygrać z tym szkodnikiem i cały towar nie nadawał się do handlu. Uważam, że obecnie uprawa czereśni w systemie ekologicznym nie ma większego sensu (fot. 3). Szczególnie że w latach, w których udało nam się wyprodukować ładne owoce, to i tak nie mogliśmy znaleźć na nie odbiorcy. Pamiętajmy, że ekologiczne czereśnie zawsze będą odbiegać jakością od owoców pochodzących z uprawy konwencjonalnej, a większość klientów kupuje oczami, szczególnie te owoce. Dotychczas większość ekologicznych czereśni musiałem sprzedawać, tak jakby pochodziły z produkcji konwencjonalnej.

Jak wygląda sąsiedztwo Pańskiego sadu?

M.R.: Na dwóch działkach moi sąsiedzi również prowadzą produkcję ekologiczną. Kolejna działka o powierzchni 13 ha jest otoczona lasem, a z drugiej strony polną drogą. Natomiast na innych dwóch działkach sąsiaduję z sadami konwencjonalnymi. Tam, wyłączane są ze sprzedaży jako owoce „eko” te pochodzące z kilku pierwszych rzędów od miedzy. Również na niektórych działkach mam posadzony żywopłot oddzielający uprawy. Uważam, że planując przejście na „ekologię” i zakładając nowe nasadzenia warto od razu pomyśleć o żywopłocie. Zaplanować jego położenie tak, aby nie ograniczał przejazdu maszynami. W takim miejscu chętnie osiedlają się ptaki, choć i bezpośrednio w sadzie zakładają gniazda (fot. 4).

A co ze zwalczaniem chwastów?

M.R.: W tym celu wykorzystuję gwiazdę pielącą z rolhakami, jednak najlepiej stosować ją przy niskim zachwaszczeniu. Posiadam jeszcze bronę aktywną, zrobioną przez lokalnego rzemieślnika. Nie stosuję żadnych środków, ponieważ te do „ekologii” są drogie i mają krótki okres działania. Nie wszystkie „najłatwiejsze” rozwiązania są najlepsze, ponieważ w obecnych czasach trzeba myśleć o cięciu kosztów. Mechaniczne ograniczanie zachwaszczenia jest jednak bardzo czasochłonne, szczególnie na 25 ha. Dlatego wiosną i latem jeden pracownik odpowiedzialny jest tylko za uprawę gleby pod drzewami, za zwalczanie chwastów. W momencie gdy kończy odchwaszczanie na ostatniej działce, to musi wracać już na pierwszą, ponieważ chwasty zaczynają znów wyrastać, a najlepiej je zwalczać w młodym stadium.

Ostatnio dużo mówi się o „Zielonym Ładzie”. Czy uważa Pan, że prowadząc gospodarstwo ekologiczne nie trzeba się obawiać nadchodzących zmian?

M.R.: Teoretycznie wydaje się, że jestem już do nich przygotowany. Jednak czas pokaże, jak w praktyce będzie wyglądał „Zielony Ład”. Produkuję żywność ekologiczną z certyfikatem, więc po części spełniam przyszłe wymogi. Uważam jednak, podobnie jak wiele osób zajmujących się produkcją ekologiczną, że nie mamy, co liczyć na poprawę sytuacji w tej produkcji.

Podjął Pan współpracę ze Stowarzyszeniem Agroekoton. Jakie badania będą prowadzone w gospodarstwie?

M.R.: Wiosną tego roku w moim sadzie będą zakładane budki lęgowe dla sikorek. Okazało się, że gatunek ten żywi się m.in. larwami owocówek. Podczas wizyty w gospodarstwie dr Jarosław Krogulec z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków stwierdził, że lokalizacja mojego sadu jest bardzo dobra na tego typu obserwacje, ponieważ część kwater jest położona w sąsiedztwie lasów. Dodatkowo na działce w pobliżu stawu będzie założony żywopłot z drzew, które będą również sprzyjać bytowaniu na nich ptaków.

Dziękuję za rozmowę

Monika Korzeniowska

Materiał pochodzi z “MPS Sad” 3/2022

Czytaj więcej

Wiosenne badanie gleby

Zbadaj glebę w okresie wiosennym

Ocena zasobności gleby w przyswajalne formy składników pokarmowych stanowi ważny element ustalania potrzeb nawozowych roślin. Nawożenie roślin bez wcześniejszej analizy gleby jest

Mokoszyn to tradycja i nowoczesność

Zespół Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego im. Ziemi Sandomierskiej w Sandomierzu-Mokoszynie to szkoła z ponad 100-letnią tradycją. Ukończyły ją rzesze młodych rolników, ogrodników,