Na początku września 2023 roku, były Minister Rolnictwa, Jan Krzysztof Ardanowski ogłosił program “lokalna półka”. W założeniach, minimum 2 / 3 owoców, warzyw, mięsa, produktów mlecznych i pieczywa ma pochodzić od lokalnych dostawców. Korzyści z wprowadzenia postulowanych rozwiązań byłyby wyjątkowo korzystne dla polskich rolników. Jednak projekt może napotkać na szereg przeszkód.
Założenia
Projekt “lokalna półka” jest poniekąd odpowiedzią na politykę handlową sieci marketów. Rolnicy w Polsce nierzadko biorą kredyty, inwestują w innowacje produkując najwyższej jakości żywność, którą finalnie trudno jest sprzedać. Dlaczego? Ponieważ nierzadko zdarza się, że w szczycie sezonu w sklepach znajdziemy importowane owoce i warzywa. Zdaniem polityków propagujących rozwiązanie jest to sytuacja całkowicie nielogiczna. Zatem z tego punktu widzenia, inwestycje w rolnictwie przy pewności zbytu będą miały większe szanse na powodzenie, amortyzację, a co za tym idzie na dalszy rozwój.
Kolejna kwestia to także ślad węglowy. O zagadnieniu mówi się coraz więcej w związku z wprowadzaniem Zielonego Ładu. W pewnym sensie, jego następstwem jest żywność “zero kilometrów”, a więc ta dostarczana do sklepów lokalnie. Tytułowy projekt ma w założeniach ograniczać również słynny już koperek z Kenii w lutym, pomidorki malinowe z Senegalu czy ziemniaki z Egiptu, gdy na rynku jest nadmiar ziemniaków krajowych.
Jest jeszcze kwestia świadomości konsumenta. Niestety, ale Polacy wybierający produkty krajowe i sprawdzający kraj pochodzenia są w mniejszości. Nierzadko po prostu nie mają na to czasu w trakcie zakupów. W ramach “lokalnej półki” informacja o kraju pochodzenia ma być jasno i klarownie prezentowana na etykiecie cenowej, oraz na paragonie. Zdaniem polityków rozwiązanie jest technicznie możliwe.
Niemniej, najważniejszym założeniem chyba nadal pozostaje poprawa pozycji rolnika w łańcuchu dostaw. Markety zobowiązane do szukania produktów w okolicy byłyby równocześnie zobligowane do nawiązywania kontaktów z rolnikami. Przy niedoborze tego czy innego asortymentu, jego producent mógłby być nawet przez jakiś czas na uprzywilejowanej pozycji.
W dyskusjach często skupiamy się na owocach i warzywach. W zamyśle pomysł dotyczy także mięs, pieczywa i produktów mleczarskich. Musimy sobie zdać sprawę, że w tym segmencie skutki mogą być jeszcze bardziej korzystne. Małe i średnie piekarnie kupujące mąki z lokalnych spółdzielni rolniczych. Masarnie kupujące trzodę z granicach powiatu. Setki nowych podmiotów i większe gospodarstwa dostarczające produkty bezpośrednio do centrów logistycznych i sklepów to rozwój lokalnych relacji handlowych i większa bioróżnorodność, która zostałaby w dłuższej perspektywie wymuszona przez tego typu model handlu.
Wyzwania
Główny kontrargument przeciwników omawianego rozwiązania to kwestie wolności prowadzenia działalności gospodarczej. Przedsiębiorca przecież prowadzi działalność gospodarczą, żeby wygenerować jak największe zyski…
Z drugiej strony państwo ma dbać o swoich obywateli. Po co rolnicy mają produkować i inwestować, skoro ogromne korporacje zamierzają handlować produktami importowanymi? Nie bez znaczenia jest tu jeszcze zagadnienie suwerenności żywnościowej, o którą również państwo, nie tylko Polska, musi zadbać. Polityka największych detalistów suwerenność tę ogranicza.
Nawet jeśli da się wprowadzić proponowane zmiany i zwiększyć pozycję rolników i lokalnych przedsiębiorców w łańcuchu dostaw to pozostaje kwestia ciągłości dostaw. Dzisiejszy konsument przyzwyczaił się do standardu, w którym pomidor, ogórek, śliwki, czy borówki są na sklepowych półkach przez cały rok. Konieczność zakupu ⅔ świeżych produktów lokalnie nie zawsze może być możliwa. Co wtedy? Jeśli tylko ⅓ oferty będzie stanowił import to wówczas jego ceny będą wyższe…
Założenia “lokalnej półki” są jak najbardziej zrozumiałe, zasadne i logiczne. Zachodnie korporacje w Polsce są w stanie w krótkim okresie czasu zdestabilizować rynek danego owocu czy warzywa. Bez wątpienia potrzeba tu regulacji prawnych. Sami rolnicy bez pomocy państwa w zetknięciu z tak ogromnym kapitałem na z góry przegranej pozycji. Czy jednak tak daleko idąca ingerencja w prywatny handel jest w ogóle możliwa? Bez wątpienia w przypadku forsowania omawianych przepisów będziemy świadkami aktywnego lobbingu i batalii legislacyjnej. Miejmy nadzieje, że skończy się ona z korzyścią dla polskich rolników.
Justyna Dobrosz