Produkować więcej, lepiej, taniej to założenia postępu nie tylko branży agro, ale także innych gałęzi gospodarki. Zachowanie w tym procesie równowagi nie jest łatwe, ponieważ często prowadzi do sprzeczności interesów. Warto jednak umieć zachować umiar. Wydaje się, że w wielu obszarach ta granica została przekroczona i chciałoby się wrócić do przeszłości. Nie sposób cofnąć czasu, ale czasem można skorzystać z wcześniejszych doświadczeń i spróbować wdrożyć je w życie. Jeśli uda się jeszcze osiągnąć przy tym satysfakcję finansową to już pełen sukces.

Ograniczenia w produkcji
Analizując niektóre założenia Europejskiego Zielonego Ładu, stwierdziłam, że na polskiej wsi wiele z tych praktyk stosowano kiedyś, ale zrezygnowano z nich wraz z postępem. Część specjalistów z branży oraz rolników uważa, że wdrożenie wszystkich założeń EZŁ doprowadzi do tego, że europejskie rolnictwo stanie się skansenem. Będzie to może korzystne z punktu widzenia ochrony środowiska, ale dla rolników oznacza spadek produkcji i przegraną pozycję, jeśli chodzi o konkurencyjność na światowych rynkach. Najbardziej niesprawiedliwe w tej sytuacji jest to, że w miejsce zmniejszonej europejskiej produkcji napływać będą towary z innych części świata. To naturalnie bulwersuje rolników, którzy obawiają się o przyszłość swoją i swoich następców. Miejmy nadzieję, że dzięki rzeczowym dyskusjom uda się wypracować wspólnie jakieś korzystne rozwiązania.
Moja wieś Kobylniki , w gminie Rokietnica pod Poznaniem, to wieś licząca kilkanaście gospodarstw. Tak jak wiele podobnych miejscowości w latach 80-tych ubiegłego wieku w porównaniu z gospodarstwami z krajów z Europy Zachodniej odróżniała się słabym wyposażeniem w sprzęt rolniczy, słabszą dostępnością nawozów i środków ochrony roślin. Mimo tych trudności gospodarni rolnicy prowadzili udaną produkcję łącząc hodowlę zwierząt z uprawą roślin. Spośród zwierząt były to głównie bydło i trzoda chlewna oraz drób, ale to raczej na własne potrzeby, nie była to masowa produkcja. Przyjmowało się, że na każdą sztukę bydła gospodarstwo powinno mieć hektar pola, a w przypadku trzody liczono 5-6 sztuk/ha. Krowy wypasano na łąkach. Mleko odstawiano do zlewni, która znajdowała się w sąsiedniej wsi. Dzięki takiej hodowli każdy rolnik dysponował obornikiem, którym regularnie zasilał gleby.
Na polach uprawiano różne rośliny, przede wszystkim zboża. Dawniej to było żyto, a wraz ze wzrostem stosowania nawozów mineralnych coraz częściej uprawiano pszenicę. Oprócz zbóż uprawiano też buraki cukrowe, z których liści przygotowywano kiszonki dla bydła. Sadzono ziemniaki, siano rzepak, groch i kukurydzę, ale tylko na kiszonkę, bo w tamtym czasie nie udawała się u nas uprawa na ziarno, ze względu na zbyt niską sumę temperatur aktywnych w sezonie wegetacyjnym. Zdarzały się też inne uprawy np. marchew jadalna czy anyż.
Warto podkreślić, że rolnicy w tamtym czasie stosowali zasady dobrej praktyki rolniczej, chociaż wtedy nikt tego tak nie nazywał i nie wymagał. Gospodarując na słabych, wielkopolskich glebach zaradni rolnicy mówili, że ziemi nie da się oszukać. Trzeba o nią odpowiednio zadbać, by utrzymać żyzność. Właściwy płodozmian, pozwalający ograniczyć rozwój patogenów, regularne nawożenie obornikiem czy wysiewanie poplonów to tylko niektóre z powszechnie stosowanych praktyk.

Nieuniknione zmiany na wsi
Początek lat 90-tych XX w to czas gwałtownych przemian w naszym kraju, które dotknęły również rolnictwo. Część z nich była pozytywna, ale niestety nie wszystkie. Na przykład likwidacja zlewni mleka wpłynęła na zaprzestanie tej działalności. Zamknięcie cukrowni skutkowało rezygnacją z uprawy buraków cukrowych. Coraz częściej występujące susze przyczyniły się do ograniczenia upraw ziemniaków, marchwi i grochu. Rozwiązaniem byłoby nawadnianie, ale o stepowieniu Wielkopolski mówi się od lat. Niestety w rejonie tym nie ma naturalnych źródeł wody, jak rzeki czy jeziora. Na polach gdzieniegdzie są niewielkie stawki, ale woda w nich zbiera się tylko wiosną i to nie zawsze. Studnie głębinowe to też nie jest rozwiązanie dla każdego, bo w niektórych miejscach nie ma wody nawet na głębokości ponad 100 m.
Na znaczną zmianę wizerunku naszej wsi wpływ miała budowa trasy szybkiego ruchu, która odcięła niektórym rolnikom dostęp do pól. Kolejną przyczyną zmiany wizerunku naszej wsi jest podobnie jak w innych rejonach Polski masowe osiedlanie się ludzi z miasta na terenach wiejskich. W niektórych krajach np. we Francji są obszary rolnicze chronione przed nadmierną zabudową. Obserwując to co dzieje się na obszarach wiejskich w pobliżu miast można odnieść wrażenie, że nie jest to do końca zaplanowane.
Taka sytuacja z jednej strony utrudnia pracę rolnikom, ale z drugiej strony warto spojrzeć jakie są zalety takiego sąsiedztwa. Myślę, że dla części rolników tak duża grupa konsumentów może być szansą na wydajną sprzedaż bezpośrednią.

Obecnie w Kobylnikach dominuje produkcja zbóż, ale powoli rodzą się nowe inicjatywy. Trzeba umieć dostrzec potencjał tych obszarów, a przede wszystkim umiejętności i doświadczenie mieszkańców, którzy chyba potrzebowali trochę czasu na odnalezienie się w nowej rzeczywistości. Moim zdaniem lokalna produkcja takich wielkopolskich specjałów, jak np szneki z glancem (drożdżówki z lukrem), pyrów z gzikiem (ziemniaków z białym twarogiem), plendzów (placków ziemniaczanych ) czy smażonego sera na pewno znalazłaby grono smakoszy. Nie jest to oczywiście działalność dla wszystkich. Uważam, że nadal w mojej rodzinnej wsi jest miejsce na profesjonalną produkcję rolną, ale sądzę, że część rolników ma szansę sprawdzić się w produkcji lokalnych specjałów, uatrakcyjniając nasz region i zyskując solidne źródło dochodów.
Aleksandra Andrzejewska