Uprawa bezorkowa nie jest przypisana tylko dla dużych gospodarstw dysponujących dużymi i mocnymi ciągnikami. Można się przestawić na uprawę bez pługa w dość prosty sposób i nie zawsze trzeba inwestować w specjalistyczne maszyny.
Przede wszystkim jeśli chcemy zrezygnować z pługa, to zróbmy to w odpowiednim momencie w płodozmianie. Chodzi o roślinę, po której nie będziemy mieli dużej ilości resztek pożniwnych. Pomoże to uniknąć rozczarowania, że np. nie możemy sobie poradzić z nadmiarem słomy. Przykładem może być burak cukrowy lub gatunki strączkowe zbierane na nasiona.
Po buraku
W przypadku buraka cukrowego, jeśli zejdzie z pola w sensownym terminie, możemy się pokusić o siew pszenicy ozimej. Po buraku mamy bardzo dobrze rozdrobnione liście. Jeśli warunki podczas zbioru były optymalne, tzn. nie było zbyt wilgotno i gleba nie została przez kombajn nadmiernie ubita, można praktycznie bez żadnego wcześniejszego przygotowania wjechać w pole agregatem uprawowo-siewnym. Jeśli gleba się nie lepi to mamy szansę zasiać pszenicę nawet siewnikiem stopkowym, który zwłaszcza na lżejszych glebach powinien sobie poradzić z rozdrobnionymi liśćmi.
Czasem problemy z zapychaniem się glebą z liśćmi mamy już w samym agregacie uprawowym wyposażonym w redlice. Taka kompaktowa maszyna, na której zawieszony jest siewnik często ma nawet 3 zęby redlic usytuowane blisko siebie. W praktyce rolnicy „przerzedzają” je dla lepszego przepływu gleby bez straty na jakości uprawy. Jest to oczywiście jakieś rozwiązanie.
Najlepszym oczywiście zestawem będzie kompaktowa talerzówka i siewnik talerzowy. Taki poradzi sobie praktycznie w każdych warunkach i z całkiem sporą ilością resztek. Minusem takiego zestawu jest masa. Często 3 metrowy komplet waży ponad 2 t bez ziarna, co może być limitujące jeśli chodzi o udźwig TUZ ciągnika. Z takimi zestawami mogłyby bez problemu pracować ciągniki o mocy 90–100 KM, ale ograniczają je właśnie możliwości podnośnika.
Po wspomnianym grochu powinno być mniej problemów z uprawą i siewem. Wizualnie pozostawia ona całkiem sporo resztek pożniwnych, ale są one delikatne i nie sprawiają większego problemu.
Co z głęboką uprawą?

W tym względzie możemy mieć już więcej komplikacji. Głęboką uprawę wykonywaną pługiem trzeba przecież czymś zastąpić. Najczęściej są to kultywatory, m.in. te ścierniskowe. Typowy 2-belkowy kultywator ciągnie 100-konny ciągnik i nie ma z nim większego problemu w typowej uprawie pożniwnej na głębokość do 15 cm. Chcemy jednak nim uprawiać głębiej, więc demontujemy boczne skrzydełka podcinające. Głębokość pracy się zwiększa, ale zaczyna brakować mocy. Co wtedy? Przychodzą na myśl 2 rozwiązania: albo demontujemy 2 boczne redlice i mamy ich 5, a szerokość pracy zmniejsza się do nieco ponad 2 m, albo wynajmujemy usługę z mocnym ciągnikiem i typowym agregatem bezorkowym. W pierwszym wariancie minusem będzie wydajność i możliwość uprawy przy miedzach, zwłaszcza w miejscach, gdzie są np. płoty.
Pamiętajmy, że jeśli wykonujemy głęboką uprawę kultywatorem ścierniskowym, to gleba gdzie spulchniona na mniejszej szerokości niż przy maszynie dedykowanej do takiego zabiegu. Łapy są w nim bowiem bardziej od siebie oddalone, zatem tylko na części profilu będziemy mieli wzruszoną glebę. Ograniczeniem w głębokości pracy będzie też typ zabezpieczenia przeciążeniowego. Kołek ścinany będzie się najszybciej poddawał, lepiej poradzi sobie sprężyna. Pamiętajmy też, że sama rama kultywatora ścierniskowego nie jest fabrycznie przygotowana na duże przeciążenia, co mamy zapewnione w kultywatorze bezorkowym (w nim standardem są już właściwie zabezpieczenia sprężynowe).
A co w sytuacji, jeśli nie mamy kultywatora ścierniskowego mogącego robić za bezorkowca? Możemy wspomóc się głęboszem pracującym płycej niż przewiduje to jego przeznaczenie. Tutaj jednak również nie możemy liczyć na dużą wydajność raz przez prędkość pracy i dwa – przez małą szerokość roboczą. Taki zabieg należałoby wykonać częściej na danym polu, niż klasyczne głęboszowanie, np. pod głębiej korzeniące sią gatunki, jak rzepak czy burak.
Bardzo ważne w głęboszowaniu jest ponowne zagęszczenie gleby i zamkniecie śladów po zębach roboczych. Najlepiej, jeśli głębosz będzie wyposażony w ciężki wał pierścieniowy – to samo tyczy się kultywatora ścierniskowego.
Co z resztkami?

Po takiej uprawie, gdzie nawet jeśli słoma nie zostanie na polu mamy stosunkowo dużo resztek pożniwnych, np. po zbożach czy rzepaku. Warto by je zatem dodatkowo wymieszać np. talerzówką. Raczej nie poradzi sobie z nimi bez żadnego wcześniejszego zabiegu siewnik stopkowy. Tutaj trzeba już polegać na zestawie talerzowym. Jeśli nie posiadamy, zawsze można skorzystać z usługi (na dziś to kwota do ok. 250 zł/ha). Jeśli bezorka nie ma być jednorazowym zrywem, to warto zainwestować np. w siewnik używany. Oferta jest spora, jednak trzeba zwracać uwagę na stan maszyn, bo spora część swoje już obsiała i może być porządnie zmęczona.
Jak z nawozami naturalnymi?
Planowane nawożenie naturalne też trzeba dobrze obmyślić. Jeśli stosujemy gnojowicę, to z jej mieszaniem nie będzie żadnego problemu. Jeśli obornik, to może być już gorzej. Słomiasty i suchy będzie się bardzo trudno mieszał i może pogarszać siew. Jeśli kupujemy obornik, warto się rozejrzeć za tym kurzym, który ma mniej słomy i jest bardziej rozdrobniony, co automatycznie oznacza jego lepsze mieszanie z glebą.
Zanim zrezygnujemy z pługa, sprawdźmy, na ile możemy wykorzystać narzędzia posiadane w gospodarstwie. Zadziałać może też pomoc sąsiedzka, bo przy dobrych układach można zawsze jakąś maszynę pożyczyć w zamian za usługę narzędziem, które posiadamy. Nie potrzeba wielu maszyn, by zacząć uprawę bezorkową w swoim gospodarstwie. Także przy wysiewaniu międzyplonów nie musimy się specjalnie martwić o ich likwidację, bo świeże rośliny dużo lepiej się miesza, niż suche resztki. Najważniejsze, by zabiegi wykonywać przy odpowiedniej wilgotności gleby, a szerokość roboczą maszyn, tam gdzie jest to możliwe, dostosować do możliwości posiadanego ciągnika.
Jacek Daleszyński